Recenzja filmu

The Surfer (2024)
Lorcan Finnegan
Nicolas Cage

Cierpienia starego surfera

"Surfer" Lorcana Finnegana zaczyna się jak rasowy B-klasowiec. Częste zbliżenia na oczy Cage'a, na usta w grymasie. Pocztówkowe kadry na wybrzeże i bajkowa okolica. Kicz i tandeta pięknie
Cierpienia starego surfera
źródło: Materiały prasowe
"Surfowanie jest jak życie. Życie jest jak surfowanie. Trzeba stawić czoła falom. Okiełznać je, pokazać siłę charakteru. Nie powali cię fala, nic nie powali cię w życiu". Męski wyjazd ojca (Nicolas Cage) z synem (Finn Little) na Luna Beach, do surferskiego raju. Tata dumnie prawi komunały. Swój patetyczny monolog pewnie wykuł na pamięć. Nastolatek subtelnie go olewa. Od czasu do czasu z grzeczności udaje, że słucha. Czas, by poważnie porozmawiać o przyszłości i na chwilę odciąć się od świata. Relaks na wodzie to jedno, drugą atrakcją ma być kupienie nie byle jakiego domu z majestatycznym widokiem na ocean. To rezydencja dziadka trafiła po latach na sprzedaż. Takiej okazji nie sposób przepuścić. Bezimienny bohater Cage'a cały wyjazd przygotował tip-top. Nie przewidział jednak, że gdy tylko zatrzyma się na parkingu, cały plan szlag trafi.

"SurferLorcana Finnegana zaczyna się jak rasowy B-klasowiec. Częste zbliżenia na oczy Cage'a, na usta w grymasie. Pocztówkowe kadry na wybrzeże i bajkowa okolica. Kicz i tandeta pięknie wylewają się z ekranu. Niepokojąca muzyczna aranżacja subtelnie sugeruje, że wcale tak idyllicznie być nie musi. To jednak przygotowany z premedytacją stylistyczny fortel. "Surfera", mimo tak wielu objawów, nie da się zdiagnozować jako guilty pleasure. Nasz bohater natrafi na kilka problemów. W wydawałoby się prostym dotarciu na plaże przeszkodą będą agresywnie nastawieni lokalni surferzy. To sekta z charyzmatycznym liderem, Scallym (Julian McMahon). Przed wejściem na plażę wszystkich turystów ostrzega tabliczka z czerwonym napisem "Locals only". Kto ją minie, najpierw zostanie grzecznie poproszony o wycofanie się, a na dokładkę niegrzecznie dostanie konkretną lutę w nos. Ah, te uroki małych ojczyzn.

Ojcowizna jest w "Surferze" tematem samym w sobie. Naznaczonym traumami i scenariuszowo opracowanym w dwóch korespondujących wariantach. Na przybrzeżnych parkingu w rozklekotanym aucie mieszka bezdomny staruszek, wspominający swojego zaginionego albo zabitego syna. Tytułowy surfer stanął jakoś na nogi, ale samobójstwo ojca boleśnie i niezmazywalnie pozostało w jego pamięci. Te dwa wątki raz się przenikają, raz uzupełniają i zmierzają do zastanawiającej puenty, której nie powstydziłby się M. Night Shyamalan w szczytowej formie. Stanowią one dramaturgiczny kręgosłup "Surfera", a dodatkowo, będąc złączone dość zagadkowym splotem, dają miejsce dla niejednoznacznych interpretacji. Zarówno na poziomie chronologii zdarzeń oraz tożsamości postaci, jak i szkatułkowej narracyjnej struktury.

"Surfer" to też kino komicznie survivalowe i kolejna udana, charakterystycznie wyrazista rola Nicolasa Cage'a. Jego postać napędzana jest wręcz niezniszczalną determinacją, potrzebą postawienia na swoim, poczuciem niesprawiedliwości i silnym ego. Konflikt z surferami stopniowo eskaluje, a kradzież deski jest tylko pierwszym ostrzeżeniem. Im mężczyzna jest bardziej uparty, tym mocniej dostaje w kość. Skwar i brak dostępu do wody pitnej wykańczają go fizycznie. Zarobiony biznesmen i właściciel Lexusa gwałtownie przemienia się w śpiącego pod krzakiem bezdomnego. Zdarza się.

"Before you can surf, you must suffer" to nośne motto sekty Scally'ego i warunek, by stać się jej członkiem. Dobrze brzmi, wpada w ucho, głupie co niemiara, wymaga cierpienia, ale też kusi nagrodą. Z każdą kolejną klęską nasz surfer paradoksalnie coraz bardziej zasługuje na to elitarne wyróżnienie. Kino nie jest od tego, by kogokolwiek wychowywać, ale pewnie czasem warto poświęcić wszystko dla chwili przyjemności.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones